Skąd wiem to, co wiemy? I czy na pewno to wiemy czy tylko nam się wydaje? I czy jest "trzecia" strona medalu?
O tym z coachem Piotrem Borwinem.
Starcie drugie! Ring wolny! ;-)
TS: Jak coach radzi sobie z tym, żeby nie wejść w świat drugiego człowieka
ze swoimi opiniami?
PB: To jedna z kluczowych umiejętności coacha. To osoba, która jest
uczestnikiem procesu coachingowego jest specjalistą od samego siebie i swojej
optyki na świat. W coachingu coach jest gościem w czyimś świecie i aby w nim
być, musi go w pełni akceptować, takim jaki jest w danym momencie. Kiedy
zaczyna oceniać, wtedy wychodzi z roli coacha.
TS: A co zrobić w sytuacji, kiedy do coacha przychodzi Klient z własnymi
opiniami, które według coacha są negatywne dla kształtowania postawy tego
człowieka?
PB: Pierwsza sprawa to jak sam Klient na to patrzy. Jeśli uważa, że to jest
dla niego dobre, a coach wbrew własnym opiniom jest w stanie to zaakceptować,
to nic z tym nie robi dopóki Klient tego nie chce. A kolejna to pięć zasad
ericksonowskich w coachingu, które gwarantują pełną akceptacji relację na
równym poziomie między Klientem a coachem. Więc jeśli nie dotyka to ważnych dla
coacha przekonań i wartości osobistych oraz potrafi on postrzegać Klienta jako
pełnowartościową osobę, posiadającą wszelkie zasoby do osiągnięcia tego, czego
chce, to wtedy możemy mówić o coachingu.
Dla przykładu, jeśli przyszedłby do mnie diler narkotykowy który chciałby
rozwijać swoje umiejętności handlowe wśród uczniów podstawówki, to ponieważ
jest to dla mnie nie do zaakceptowania, nie ma mowy o procesie coachingowym. To
nic innego jak część etyki zawodowej.
TS: To oczywiste, że każdy z nas
inaczej postrzega rzeczywistość. Czyli to nie jest tak, że to nie ktoś nami
manipuluje, tylko my sami sobą manipulujemy?
PB: Dopuszczasz oby dwie opcje?
TB: Mogę zrozumieć czemu służy
sytuacja, w której ktoś nami manipuluje, ale czemu ma służyć to, że my sami
sobą manipulujemy?
PB: Bardzo szeroka kwestia. Jest
mnóstwo przykładów z naszego codziennego życia, kiedy sami sobą manipulujemy.
Odkładanie aktywności na później, unikanie ważnych rozmów czy wmawianie sobie
innej rzeczywistości niż ona faktycznie wygląda, to najczęstsze przykłady
samomanipulacji. Czasem wystarczy posłuchać siebie, co mówimy, kiedy szukamy
wymówek, aby czegoś nie robić, kiedy zależy nam na czymś ale boimy się powtórki
z przykrej historii, albo kiedy przekłamujemy rzeczywistość i wmawiamy sobie,
że wszystko jest w porządku choć wiemy i czujemy, że powinniśmy zmienić swoją
sytuację. Kiedy to nie pomaga trzeba porozmawiać ze specjalistą. Kiedy nie
słuchamy samych siebie, nasz umysł do spółki z naszym ego na sto procent
znajdzie jakąś teorię.
TS: Czyli wyrabiamy sobie opinie
o sobie, w którą zaczynamy wierzyć tak, jak w tę opinię zewnętrzną? A jak jest
w sytuacji, kiedy na przykład Klient… czy jest jakieś inne określenie, bo
Klient brzmi bardzo…
PB: …sprzedażowo?
TS: Tak, bardzo dziwnie.
PB: Po angielsku mówi się coachee
i ciężko jest to przetłumaczyć na polski. W sumie coach też jest ciężko
przetłumaczyć na język polski.
TS: Zastanawiam się co w sytuacji,
kiedy Klient zaczyna manipulować coachem, a coach jednocześnie - z tego co
mówisz - nie powinien jakoś zbyt mocno w to ingerować. Co wtedy?
PB: To nie ma wtedy coachingu.
Manipulacja coachem w coachingu jest niemożliwa ze względu na to, że to Klient
pracuje sam ze sobą. Można więc pójść krok dalej i powiedzieć, że manipulacja
coachem to manipulacja samym sobą.
TS: Dużo mówi się o manipulacji w
mediach. Załóżmy, że ona jest. Potrafię sobie wyobrazić, że można manipulować
informacjami na przykład w programach telewizyjnych, a nawet w całych stacjach
telewizyjnych. Odcinając się od polskiej polityki, wiadomo, że stacja FOX była
za Trumpem, a CNN było za Hillary Clinton i że fakty oraz opinie, które
podawane były przez te stacje, prezentowały poglądy określonego obozu. Niemniej
trudno mi wyobrazić sobie całościową manipulację w mediach społecznościowych.
Czy można mnie zmanipulować na facebooku?
PB: Oj, można.
TS: Jak na przykład?
PB: Po pierwsze w bardzo podobny
sposób jak w telewizji. Są materiały, które przedstawiają określony punkt widzenia
bardzo bezpośrednio i bardziej niż w „starych” mediach. A druga rzecz to
wystarczy kilka lajków i udostępnień, i już wiadomo co lubisz, co jesz, gdzie
bywasz, jakie masz preferencje, życiowe, zakupowe i polityczne. To potężne
narzędzie dla marketingu, sił sprzedaży i polityków. Wiedzą jaką, kiedy i jak
opakowaną informację do Ciebie skierować. Ciekawym zjawiskiem są ostatnio
bardzo powszechne tak zwane fejkowe newsy, czyli z założenia fałszywe
informacje, jednocześnie bardzo kontrowersyjne.
TS: Media mainstreamowe, na
przykład telewizja dają mi obraz, który już przez kogoś został wymyślony,
stworzony. Natomiast mam poczucie, a właściwie chciałbym je mieć, że w mediach
społecznościowych to ja kreuję/kształtuje swój świat. Zdaję sobie sprawę
oczywiście, że to jest szklana bańka i to co się dzieje na mojej ścianie na
facebooku, to nie jest cały świat. Ale to ja mogę zdecydować, że chcę na
przykład dostawać treści z FOX-a i treści z CNN, albo treści z jednej strony i
z drugiej strony.
PB: A co jeśli jest trzecia
strona medalu?
TS: Tego nie wiem.
PB: No właśnie.
TS: Bo mi nikt tego nie
powiedział, czy jest ta trzecia strona.
PB: Ciekawe spostrzeżenie. Jakby
nie patrzeć, to co widzimy w mediach często oceniamy jako cały świat. Spójrz na
polskie media, jak to wygląda. One tak naprawdę żyją tylko w Europie lub
ewentualnie czasem w USA . A gdzie to, co się dzieje w Indiach, Chinach, Afryce
i Australii?
TS: Przykład Australii i Chin
jest bardzo ciekawy. Jak się tam jedzie i patrzy na ichniejszą mapę świata, to
okazuje się, że to nie Europa jest w centrum mapy. Człowiekowi wydaje się to
wtedy dziwne i myśli, że coś tu jest nie w porządku i coś tu nie gra.
PB: Ja to porównuje z takim
kelnerem, który przyniósł Ci dwa ciasteczka a resztę wcześniej schował do
kieszeni. A Ty masz wybierać sobie jedno z tych dwóch.
TS: To ciekawa rzecz. Bo
standardowo poruszamy się w rzeczywistości, w której są dwie strony, dwa obozy.
A może – tak jak mówisz - jest trzeci lub więcej? My nie wiemy, czy jest więcej
tych ciastek. W takim razie kto nami manipuluje i kto przed nami chowa ta
ciastka?
PB: Nie wiem i w sumie to nie
jest istotne. Najważniejsze abyśmy my się w tym odnaleźli jako jednostki.
Zadawali sobie pytania: co jest dla mnie potrzebne z tych informacji, czego ja
faktycznie potrzebuję z tego natłoku informacji. Ktoś porównał, że kiedyś w
ciągu jednego roku ludzie dostawali tyle informacji co teraz w ciągu 15 minut. To też powoduje z jak wieloma
rzeczami nasz mózg musi się zderzyć a co za tym idzie, musimy wybrać co jest
istotne, a co nie. To właśnie przez tą gonitwę o której powiedziałeś wcześniej
nie wybieramy, tylko przyjmujemy coś za pewnik i lecimy dalej.
TS: Mózg też jest leniwy, więc
lepiej jest mu przyjąć jakąś opinię niż analizować fakty i podejmować decyzje.
PB: Tak. Jesteśmy leniwi i nie
przyjmujemy tego do wiadomości.
TS: Czy to w takim razie oznacza,
że na przykład do coacha zwracają się ludzie, którzy nie są leniwi?
PB: Z założenia tak. Z mojego
doświadczenia do coacha zwracają się ludzie, którzy znaleźli się w tym punkcie
w którym zaczynają myśleć: „halo coś tu
nie gra, gdzie ja jestem na tym świecie”. Ktoś im powiedział jak ten świat
wygląda lub zmienił coś w jego dotychczasowym postrzeganiu i teraz muszą się w
tym odnaleźć. Często coś się wydarza w naszym życiu. Nie potrafimy się odnaleźć
po jakimś doświadczeniu- rozwód, przeprowadzka, zmiana środowiska. Zresztą, ten
zewnętrzny powód to jest wierzchołek góry lodowej, prawdziwa zabawa jest pod
powierzchnią wody.
TS: Często zapominamy o tym, że
społeczeństwo, żeby w ogóle mogło przetrwać musi składać się w większości z
ludzi, którzy myślą w bardzo podobny sposób i działają w bardzo podobny sposób.
Są stadem, które podąża w wyznaczonym kierunku, bez głębszej refleksji nad
sensem tej podróży. Ale jest też grupa osób która się zastanawia i w rezultacie
odłącza się od stada. Są gdzieś z boku, zadają pytania i mają wątpliwości. Czy
wyobrażasz sobie teraz sytuację, że każdy z nas się zastanawia nad wszystkim i
każdy z nas staje się indywidualistą, który próbuje znaleźć swoją drogę? Jako
Coach, czy jesteś w stanie to sobie wyobrazić?
PB: To jest utopia. Jesteśmy
przecież inni.
TS: Co by się stało z naszym
społeczeństwem? Oczywiście oprócz tego, że coachowie mieli by mnóstwo pracy. (śmiech)
PB: Gdyby wszyscy słuchali siebie
to coach nie miałby co robić (śmiech). Choć są społeczeństwa które są bardziej
zindywidualizowane w kontekście jednostki. Na przykład społeczeństwo fińskie, gdzie wynika to z już z poziomu edukacji, która
jest bardziej nastawiona na wykorzystanie potencjału jednostki. W większości
pozostałych krajów w tym i u nas, wrzucamy wszystkich do jednego worka. Wpajany
jest nam kult autorytetu i to, że błędy są złe. W efekcie nasze świadome
myślenie ograniczamy my sami kierowani kompleksem niedoskonałości.
TS: Zastanawiam się jeszcze nad
jedną rzeczą. Z jakiego powodu teraz zaczęło się tak dużo mówić o manipulacji?
Czy z tego powodu, że ludzie są bardziej świadomi tego, że nimi ktoś
manipuluje? Czy właśnie bardziej są nieświadomi tego, że się nimi manipuluje?
Bo mam wrażenie, że od dopiero niedawna zaczęło się o mówić o tym, że jesteśmy
manipulowani w takiej skali. Paranoja naszych czasów?
PB: Może dlatego, że samo słowo
„manipulacja” stało się narzędziem. Tak samo jak określenie leming. Czyli, ci
„oni” szeroko rozumiani, ci inni niż my, pozwalają sobą manipulować, nie myślą
samodzielnie, dlatego robią coś innego niż my. Dlatego jeśli nie chcesz być
lemingiem i nie chcesz być manipulowany a chcesz myśleć samodzielnie to myśl i
rób to co my chcemy. Więc manipulacja stał się narzędziem samym w sobie. Oni są
głupi i zmanipulowani. Ty jesteś lepszy, bo jesteś z nami. To zaczęło być
bardzo wyraźne w mediach. Trump wykorzystywał bardzo często określenie leminga
i manipulacji w odniesieniu do elektoratu Clinton i Obamy. Jak zagłosujesz na
Trumpa to będziesz ten świadomy. To co mnie najbardziej interesuje
to intencja przekazu. Czy są badania, które to analizują? Bo często jest tak, że żyjemy w jakimś przekonaniu
społecznym (były już przecież takie historie nie raz) i to się później
okazywało ułudą?
TS: Tak, pokazały. Ale na
poziomie globalnym i społecznym nie da się tego wychwycić.
PB: Czyli takie rzeczy można
wyłapać jedynie z poziomu jednostki?
TS: Tak. Z poziomu jednostki jest
dużo łatwiej. To kwestia spotkania człowieka z człowiekiem. W tłumie intencje
jednego człowieka przestają mieć znaczenie. Bycie w grupie daje poczucie siły i
wspólnotowości. Intencje można dostrzec wtedy, kiedy jako jednostka wyjdę z
tłumu, stanę obok, pozbędę się energii, jaką daje tłum – niezależnie od jej
charakteru. I wtedy spotkam się z drugim człowiekiem, sam na sam. Spojrzę mu w
oczy. Będąc w tłumie nie patrzę w oczy i nikt nie jest w stanie spojrzeć w oczy
mi. Nasze spojrzenia się nie krzyżują. Widzimy siebie, ale na siebie nie
patrzymy. Tłum – jak już wspomniałeś jest filtrem, narkozą, „głupim jasiem”,
który sprawia, że nie potrafię dokonać trzeźwych sądów. Idę z tłumem, wiwatuję,
czuję się dobrze, ale moje „wewnętrze” jest uśpione, otumanione, nie docieram
do siebie ani do środka innych osób. Nie o to w tłumie chodzi. Tłum stanowi
ochronę przez bodźcami z zewnątrz – tymi dobrymi i złymi. Z jednej strony
potrafi otumanić, ale z drugiej sprawić, że czuję się bezpiecznie.
PB: W tłumie przede wszystkim
jest realizowana nasz potrzeba przynależności. Potrzebujemy tego. To jest
bardzo ważne co mówisz w kontekście spojrzenia na system. Kiedy żyjemy w pewnym
systemie i kiedy jesteśmy w środku to nie bardzo to widzimy i rozumiemy.
Natomiast jak zaczniemy patrzeć na całość z zewnątrz to zaczynamy więcej
rozumieć. Możemy nawet zacząć zastanawiać się jak wygląda perspektywa każdego z
elementów tego systemu. Jednak pierwszym krokiem jest porzucenie tego ciepła i
wystawienie się na działanie czegoś innego, nieznanego.
TS: To jest pytanie czy my chcemy
z tego wyjść. Jest przyjemnie, kiedy wokół nas są ludzie. którzy myślą podobnie
jak my. Jest ciepło, jest miło i jest bezpiecznie. To wyjście „poza” jest dość
niebezpieczne.
PB: Zawsze wyjście w nieznane
jest niebezpieczne. Tracisz coś starego a zyskujesz nowe.
TS: Z jednej strony niebezpieczne,
ale z drugiej strony pozwala odczytać intencje i pozwala, w dłuższej
perspektywie, uniknąć rozczarowań. A czy w coachingu jest tak, że jest jakiś
etap wyjścia z tego dotychczasowego systemu?
PB: W pewnym sensie pierwsza
wątpliwość dotycząca obecnego stanu rzeczy już nim jest. Później pojawia się
cel i wizja, że może być inaczej.
TS: A co jeśli chcę zmiany, ale
takiej, aby pozostać ciągle w tym tłumie, tylko tak żeby troszkę więcej miejsca
się zrobiło wokół mnie?
PB: Wtedy musisz wywrzeć nacisk
na swoje obecne miejsce więc musisz coś zmienić.
TS: Ale ja nie chcę drastycznie.
PB: To jest bardzo subiektywne-
drastyczne niedrastyczne. Dla kogoś to będzie drastyczne o czym mówisz a dla
kogoś nie. To jest bardzo względne. Najważniejsza jest ta chęć zadania pytania-
czego chcę? Zadanie sobie pytania może w następstwie prowadzić do podjęcia
decyzji czy ja się chcę zmienić lub nie. Przecież nie musisz zmieniać. Przecież
możesz wyjść na chwilę z tego tłumu, zobaczyć, że w sumie jest ok, akceptujesz
daną sytuacje, wracasz i sobie dalej siedzisz w tym tłumie bo tam cieplej. Ale
siedzisz już świadomie.
TS: Oj, nie wiem, czy się wraca.
W moim odczuciu to już rozwala system.
PB: Wtedy wracasz i mówisz: hej
słuchajcie, bo to wygląda trochę inaczej…
TS: Chyba nie da się wrócić w to
samo miejsce. Nie tylko metaforycznie, w sensie, że nie wchodzi się dwa razy do
tej samej rzeki tylko, że rzeczywiście człowiek wraca już zupełnie inny, z
innym światem w środku.
PB. Czas więc sprawdzić, jak jest
na zewnątrz, bo chyba za ciepło się zrobiło... (śmiech)
TS: Idziemy?
PB: Pewnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.