piątek, 4 listopada 2016

Święta wojna, obsceniczny seks...

Co roku na zajęciach z dylematów etycznych daję studentom do rozwiązania nie lada problem. Stawiam przed nimi pytanie, na które próbujemy znaleźć odpowiedź: "Czy istnieje coś takiego jak sprawiedliwa wojna?". 
Za każdym razem czuję tę konsternację w powietrzu, stężenie na ich twarzach i tautologiczne pytanie: "Co to za pytanie?!". Pierwszy odruch - nie, nie ma sprawiedliwej wojny. Drugi - ale, ale... może jednak coś w tym jest? Bo może prowadzimy działania wojenne po to, żeby "uwolnić" świat od złego? Może po to, żeby nam się żyło lepiej? Twarze studentów się rozluźniają, głowy zaczynają pracować i powoli, powoli znajdują coraz więcej argumentów za tym, że sprawiedliwa wojna jest możliwa. 
Bardzo interesująco pisał o tym onegdaj Tomasz Żuradzki. Link do tekstu poniżej:


A sama etyka wojny, jakkolwiek dziwnie brzmi ta zbitka słów, jest ważną i poznawczo ciekawą częścią filozoficznych rozważań. Ciekawych zagadnienia odsyłam do książki pod redakcją Żuradzkiego i Kunińskiego, będącej zbiorem prac na temat etyki wojny autorstwa między innymi: Dershowitza, Narvesona czy Walzera. 


A co wynika z pracy studentów? To, co wynika ze zdroworozsądkowych analiz wielu z nas - jeśli to jest "nasza" wojna, to jest sprawiedliwa. W ramach tej "naszej" wojny możemy mordować, napadać, torturować. Robić to, co nam się żywnie podoba. Bo to jest ŚWIĘTA wojna. Ale niech już tylko ktoś zrobi to samo nam w ramach swojej, innej nie-naszej wojny! O to już nie jest sprawiedliwe. Wojna postrzegana jest w ramach strategicznej gry, tak jest nam "sprzedawana", tak mamy ją "połykać", tak się z nią "czuć". Ale to nie jest komputer. To życie i prawdziwi, cierpiący ludzie.

Od kilku dni słucham utworu Alicii Keys z jej najnowszej płyty Here pod tytułem Holy War. Niezwykle cenię jej społeczne zaangażowanie w wiele spraw i to, że umiejętnie wykorzystuje moc i "moc" swojego głosu w słusznej sprawie. 


Słowa piosenki Holy War można potraktować jako zgrabny zestaw wyrazów charakterystycznych dla opowieści o miłości pomiędzy dwojgiem ludzi. Ja usłyszałem w niej jednak coś inaczej, szerzej, a może i głębiej (bez oceny). 

If war is holy and sex is obscene
We've got it twisted in this lucid dream
Baptized in boundaries, schooled in sin
Divided by difference, sexuality and skin...

Coś dziwnego porobiło się z nami, z ludźmi, że wojnę traktujemy jako świętą, a seks jako obsceniczny. Popędy seksualne rozładowujemy agresją. Ciało rozerwane przez bombę podnieca nas bardziej, niż nagie ciało drugiego człowieka, którego kochamy lub z którym chcemy/będziemy/chcielibyśmy się kochać. Fizyczność wojenna tak, seksualna nie. 
Szczątki ciał w serwisach informacyjnych? Proszę bardzo! Ze wszystkimi zbliżeniami i to przez całą dobę. Przecież trzeba o tym powiedzieć! 
Nagie piersi, pośladki, ciało? O, nie mam mowy! Może późno wieczorem. Przecież to może kogoś urazić. 
Naprawdę? To jest TA droga? A może jeśli to odwrócimy, to będziemy szczęśliwsi? Naiwne? Lubię być naiwny. 

Całego utworu możecie posłuchać pod tym linkiem.