O tym w rozmowie z coachem Piotrem Borwinem.
Starcie pierwsze.
Zapraszam!
PB: Co to znaczy
być lemingiem?
TS: Wydawało mi się, że to pojęcie, które przeminęło z wiatrem politycznych
zmian. Ale ty mi po raz pierwszy uświadomiłeś, że leming to jest człowiek,
który nie ma własnych poglądów, tylko jest sterowany z zewnątrz. Inni,
szczególnie media, podpowiadają mu jak i co ma myśleć. Co więcej, jest mu
wmawianie to, że jeśli będzie myślał tak jak chcą, żeby myślał, to znaczy, że
wtedy myśli dobrze i nie jest lemingiem. Wtedy jest indywidualistą. A gdybyś ty
miał scharakteryzować leminga?
PB: Mniej określiłbym leminga jako postać, jako człowieka, natomiast
bardziej bym określił go jako narzędzie które jest wykorzystywane przez media i
politykę. Czyli rób to co my ci mówimy, bo wszyscy ci którzy tego nie robią, są
lemingami.
TS: No to większość ludzi nie byłaby zachwycona gdyby usłyszała, że są
narzędziem. Jeśli już, to narzędziem do czego?
PB: Możemy jedynie podejrzewać, że do celów danej organizacji czy
instytucji. Próba odkrycia faktycznej intencji to jak wróżenie z fusów.
TS: Twoim zdaniem to media wykreowały „leminga”?
PB: Zdecydowanie i to stricte media społecznościowe, a więc my sami. Rzecz
jasna leminga jako narzędzie. Medialne określenie „leminga” pochodzi przecież od
gryzoni, które według legendy masowo popełniają samobójstwo podczas migracji poprzez
rzucanie się tysiącami ze skał. Po 90 roku to określenie zagościło w polskim
życiu politycznym, a później rozprzestrzeniło się na inne jego sfery.
TS: Mam ciekawą obserwację, że jak ja mówię media, to mam na myśli głównie
media mainstreamowe czyli telewizję i prasę. A ty media kojarzysz głównie z
mediami społecznościowymi.
PB: Media mainstreamowe o których mówisz, w oczach młodego człowieka już
dawno stały się tubą propagandową polityki i korporacji ograniczając tym samym
pole widzenia. A internet i idąc dalej media społecznościowe, dają wolność
wyboru treści i obrazu, choć być może pozorną. Taki Fast-Food informacyjny
rodzi przecież duże niebezpieczeństwo jeśli jest to jedyne nasze źródło informacji.
Media społecznościowe mają olbrzymi wpływ na nasz światopogląd, być może nawet większy
niż nam się wydaje. Wszystko zależy od stopnia "pozorności" tej
wolności wyboru i umiejętności odróżnienia opinii od faktów.
TS: Ja jestem w tej szczególnej sytuacji, że jako ekspert funkcjonuje w obu
rodzajach mediów, a jako odbiorca głównie w mediach społecznościowych. W ogóle
nie emocjonuje się mediami mainstreamowymi takie jak telewizja czy gazety. Nie
oglądam i nie czytam. Odstawiłem to już 1,5 roku temu i na razie to się bardzo
dobrze sprawdza. Dzięki temu rzeczywiście nie dociera do mnie to, czego nie
chcę i sam wybieram sobie treść. Być może przez to dociera do mnie bardzo mało
faktów. A Ty śledzisz te główne media? Faktycznie jest tam więcej faktów?
PB: Wiesz, wychowałem się w domu, gdzie telewizor to operacyjne centrum wszechświata.
(Śmiech) Ja chce czegoś więcej, niż pokazuje szklany ekran. Owszem zdarza mi
się włączyć telewizor, ale jeśli już gdzieś zaczynam szukać, to pierwszym
źródłem jest internet. Telewizja to złodziej czasu i zawsze kojarzyła mi się z
gadającymi głowami, pastwiącymi nad jedną informacją, często mało istotną.
Jedno wydarzenie a kilka opinii na jego temat. To widać teraz doskonale w
Polsce. Gonitwa za kolejnymi "łamiącymi" newsami jest coraz bardziej
absorbująca na poziomie jednostki. Ja wysiadłem z tego pociągu.
TS: To jak odróżnić opinie od faktów? Zastanawiam się, czy my jako
społeczeństwo jesteśmy nauczeni je odróżniać? Czy potrafimy kreować opinie? Być
może jest tak, że nie jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić i te opinie, które
pojawiają w mediach, to nie jest sytuacja, w której ktoś nami manipuluje, tylko
to wynika z potrzeby, że nie potrafimy inaczej. Gdyby zostawić im tylko suchy
fakt to nie mieliby tylu możliwości, aby to przetworzyć i samodzielnie wyrobić
sobie opinię.
PB: Taka jest nasza natura. Człowiek z prędkością karabinu maszynowego
ocenia otaczającą rzeczywistość. Poznajesz człowieka i już twój mózg ma na jego
temat cała historie napisaną. I odwrotnie też. Jeśli chcesz komuś przekazać
ważną informacje z całym ładunkiem emocjonalnym i zależy Ci, aby dzielił emocje
razem z Tobą to najpierw serwujesz mu opinię, a później fakt. Np "Ale
fantastyczna wiadomość kochanie, moja mama z nami zamieszka!". W mediach
doskonale znają ten mechanizm i najpierw serwują Ci opinię, a później fakt.
Zobacz jak podawana jest większość informacji: Tragiczna wiadomość - opinia,
wypadek 5 aut na autostradzie - fakt, Wpadek ministra ciąg dalszy - opinia,
powiedział dziś, że...- fakt, Wielki sukces polskiej piłki nożnej- opinia,
zremisowaliśmy z...-fakt.
Niełatwo wyrwać się z tej matni wszechobecnej dostępności informacji. Jedna
informacja i opinie na jej temat są powtarzane setki o ile nie tysiące razy w
ciągu dnia różnymi kanałami, co powoduje ich zakorzenienie w naszych głowach.
To co pozwala się z tego wyrwać to zwykła ludzka ciekawość, chęć zgłębiania
tematu i umiejętność zadawania pytań.
Weźmy na przykład powtarzane jak mantra stwierdzenie: "Polska jest
biednym krajem" to opinia, która na stałe zagościła w naszym określaniu
rzeczywistości. Znasz kogoś, kto stawia jakiekolwiek pytania kiedy tak powiesz?
Pytania typu: Skąd to wiesz?
Biedniejszym od jakiego innego? Według jakich wskaźników? Nie kupuje tego
stwierdzenia. To opinia, a nie fakt.
TS: Ok, to wtedy ja powiem, że nie mam czasu na to, żeby dostawać tylko suche
fakty i zastanawiać się, czy faktycznie Polska jest biednym krajem czy nie. Zestawiać
dane statystyczne i porównywać je z innymi krajami.
PB: No właśnie, więc wszystko zależy, jak ta informacja jest Ci serwowana.
Kiedy ktoś mówi: Polska jest ekonomicznie biedniejszym krajem od np. Szwajcarii
lub jesteśmy na takim to a takim miejscu w Europie" to już są fakty. Jak dostaniesz
tak podaną informację, to już nie musisz szukać.
TS: Jako socjolog, czyli trochę adwokat diabła zapytam: A może te kreowane opinie
ułatwiają ludziom życie? Mamy mało czasu, tak przynajmniej ciągle mówimy. Więc,
jeśli jakiś ekspert coś za nas przejrzy, sprawdzi i potem opowie nam to prostym
językiem, to będzie super, bo oszczędzi nam wysiłku. A jak jest w mediach
społecznościowych?
PB: Tam wybierasz to, co to Tobie pasuje i w co wierzysz. Przeczytasz jedno
i Ci nie pasuje?- odrzucasz i często szukasz dalej. Trzymając się przykładu pt.
"Polska jest biedna", w internecie i mediach społecznościowych
znajdziesz mnóstwo teorii, analiz i porównań na ten temat i Ty sam wybierzesz
sobie, co dla Ciebie jest najbardziej wiarygodne. To dalej będzie opinia, ale
już świadomie wybrana przez Ciebie spośród morza propozycji. To jest
niewątpliwą przewagą nad tradycyjnymi kanałami mediów, gdzie zestawiane są
maksymalnie 2-3 poglądy na dany temat. Podczas kampanii wyborczej w USA to
pięknie widać jak sztaby wyborcze emitowały w mediach społecznościowych
kilkanaście, a czasem kilkadziesiąt wersji danej informacji tak aby użytkownik
wybrał sobie najbardziej wiarygodną.
TS: Podany przez Ciebie wcześniej przykład: "Polska jest biedna"
jest bardzo dobry, szczególnie z mojego, socjologicznego punktu widzenia. Polska
jest rzeczywiście biednym krajem. Mogę tak powiedzieć, porównując dane z innych
krajów Unii Europejskiej. Choć rzeczywiście rzadko kto, jako eksperta pyta mnie
o to, skąd to wiem.
PB: W coachingu podczas pracy z przekonaniami Klienta, czyli innymi słowy z
opinią którą Klient posiada na temat siebie samego, podstawowym pytaniem jest właśnie
"skąd wiesz?". To pozwala odnieść się do faktu i rzeczywistego
doświadczenia Klienta. Dobrym przykładem w odniesieniu do manipulacji jest
starsze pokolenie, które na pytanie "skąd wiesz" często odpowiada, że
z telewizji.
TS: A skąd w telewizji wiedzą?
PB: Skądś pewnie wiedzą (śmiech)
TS: No właśnie, bo ważne jest nie tylko co się mówi, ale jak to się mówi. Można
mówić nawet największe herezje, ale w taki sposób, z takim podparciem wokaliki,
czyli akcentów, przydechów i pauz oraz komunikatów niewerbalnych, że uwierzą w
to wszyscy. Patrzymy na takiego człowieka i przekonuje nas do tego stopnia, że
nie wątpimy w to, że wie o czym mówi. A on czasem tylko mówi, to co wie. Czyli
niewiele.
PB: Tak jak powiedziałeś, żyjemy bardzo szybko. Sami ze sobą nie jesteśmy
zbyt często, więc tym bardziej nie zastanawiamy się czy ktoś udaje lub gra, a
tym samym jaki to ma wpływ na nas. W wielu obszarach życia nie zadajemy sobie
sami bardzo ważnych pytań: czy to jest dla mnie dobre? Jaki to ma na mnie
wpływ? A to powoduje, że media w pewnym sensie myślą za nas.
TS: Chcesz powiedzieć, że wyrobiliśmy sobie pewnego rodzaju outsourcing
myślenia?
PB: Tak jest przecież wygodniej.
TS: Czyli "zlecamy" komuś innemu, aby za nas myślał w pewnych
obszarach, wyrażał opinie, które my później uznajemy za swoje?
PB: Tak. W filozofii Zen jest takie stwierdzenie, które mówi, że wszystko
co wiesz i co mówisz, tak naprawdę nie jest Twoje. To wszystko ktoś nam włożył
do głowy w ciągu całego naszego życia, w dzieciństwie, podczas procesu edukacji
i kontaktu z wszelkimi mediami. Nawet jeśli naocznymi świadkami jakiegoś
zdarzenia będzie kilka osób, to każda z nich będzie je widziała inaczej.
TS: To tak jak z potrawą którą przygotowujemy. Niby zawsze mamy te same
składniki, ale za każdym razem wychodzi nam coś innego. Tak samo z człowiekiem.
Wszystko co wiemy, dociera do nas przecież z zewnątrz. Wszystko zależy jakiego
rodzaju i jakiej jakości są składniki. A także przez kogo są ucierane, lepione.
Pomidor szklarniowy i ten z południa Włoch będą inaczej smakować, choć to nadal
ten sam składnik: pomidor. Tak samo mogę np. wiedzę historyczną, zdobywać od
człowieka, który ją świetnie zna i życie jej poświecił. A mogę też ją zdobywać
od człowieka, który teraz uczy historii, pomimo, że wcześniej uczył geografii,
ale zlikwidowali ten przedmiot. Możemy więc mieć te same składniki, ale one
zmiksowane w nas, będą zupełnie inaczej smakować.
PB: Bo to nie jest do końca źle, że ktoś nam podaje gotową informację na
tacy. Ilość informacji jaka do nas dociera każdego dnia i ilość wyborów, jakich
dokonujemy w każdej minucie jest tak olbrzymia, że gdybyśmy mieli analizować
dosłownie każdą informację i sprawdzać czy ktoś nas nie oszukuje to dosłownie
byłoby wariactwo. Są obszary, gdzie musimy ufać dostawcy informacji. A żeby tak
było musimy przyjąć, że jego intencja wobec nas jest pozytywna.
TS: Jako socjolog postrzegam swoją rolę, szczególnie w tej chwili i tego
też uczę moich studentów, jako człowieka, który objaśnia ludziom świat, którego
oni nie rozumieją i nie maja dostępu do wiedzy, do której ja mam dostęp. Nie
dlatego, że ma ona jakiś zaszyfrowany, tajemny charakter, tylko dlatego, że
jest jej dużo, a ja jestem wykształcony w tym aby dużo łatwiej pewne rzeczy
wyszukiwać i łączyć ze sobą. A potem to przedstawiać w prosty sposób tak, aby
ktoś to mógł zrozumieć. Zgadzam się więc z Tobą, że nie ma nic złego w tym, że
ktoś się powołuje na opinie kogoś innego. Moja intencja jest jasna i pozytywna.
Jednocześnie zastanawiam się jak to jest w coachingu? W jaki sposób coach może
mnie jako człowieka, który odbiera opinie, wesprzeć w tym abym się nie pogubił
i wiedział co jest właściwe?
PB: Ty objaśniasz ludziom ten świat zewnętrzny, który masz racje, jest
bardzo skomplikowany. Jednocześnie, nie dość że każdy z nas z osobna postrzega
siebie jako centrum tego świata to jeszcze w każdym z nas jest jedyny w swoim
rodzaju świat wewnętrzny- emocji, myśli, wspomnień, marzeń i planów. A on wpływa
bezpośrednio na nasze postrzeganie świata zewnętrznego i w szerszej skali jest
źródłem tego skomplikowania i piękna jednocześnie. Zmagamy się z
rzeczywistością, próbując znaleźć złoty środek pomiędzy dopasowaniem świata do
nas i dopasowaniem nas do świata. Coaching powoduje, że człowiek zaczyna
rozumieć te korelacje i uczy się realnego wpływu na siebie i rzeczywistość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.