sobota, 9 kwietnia 2016

Singlizm

Takie to słowo narodziło się ostatnimi czasy. Czy mi się podoba? Nie. Czy o czymś mówi? Tak. 
Nie podoba mi się, bo jest za twarde i brzmi tak, jakby oznaczało jakąś chorobę. A mówi o zjawisku, nad którym warto się głębiej zastanowić, bo coraz więcej ludzi wybiera życie w pojedynkę. I jest to świadomy wybór, a nie zbieg szeregu okoliczności. Tymczasem osoba, która żyje w pojedynkę traktowana jest tak, jakby była zarażona. Jest niewygodna, podejrzana, tajemnicza, no i najważniejsze: SAMOTNA.
Kulturowo jesteśmy zaprogramowani na życie w związkach, co więcej, w długich związkach. Biologicznie, nie do końca. Związek tworzy się na czas prokreacji i - ewentualnie - wychowania potomka. Ssaki tak mają. Ale potem? Droga wolna. Sprzeciwić się biologii można, ale kulturze? Nigdy! Społeczeństwo nam tego nie wybaczy. Większość z nas chce, żeby inni żyli tak, jak i my żyjemy. Ze wszystkimi plusami i minusami takiego życia. A jak ktoś odstaje? Zadziobać. I trudno się temu dziwić. Społeczeństwo istnieje dzięki temu, że ludzie wiążą się w pary, że mają dzieci, że wspólnie wydają pieniądze i spłacają kredyty. Niemniej wykluczanie singli ze społeczeństwa, dyskryminowanie ich w wielu dziedzinach życia jest nieuzasadnione, głównie z kulturalnego i ekonomicznego punktu widzenia. To często bardzo twórczy ludzie, z dużą ilością pieniędzy do wydania.

Na tę okoliczność polecam moją opowieść na temat singli ze strony zwierciadlo.pl


oraz świetną książkę jednego z moich ulubionych młodych, nowojorskich socjologów Erica Klinenberga.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.