Baśnie Andersena, obok bajek ukraińskich z Turligroszkiem na czele, to moje dzieciństwo. Podobnie jak większości z Was. Pierwsze składane litery i pierwsze historie, które mnie bardzo dużo nauczyły o życiu i o ludziach.
I czasem chce się wrócić do dzieciństwa, do tęsknot i strachów. Ale nie ma się ochoty na infantylne przedstawienia z modulowanymi na dziecięce głosami. Chce się pójść do dorosłego teatru i obejrzeć sztukę dla dorosłych na kanwie opowiadania dla dzieci. Czyżby dla dzieci?
Bo właściwie o czym jest Calineczka? O dziewczynce, która nie chce dorosnąć? A może o chuciach dojrzałych mężczyzn, skierowanych do małej dziewczynki? Może jednak o tym, że kiedy dorastamy to mamy wrażenie, że nie pasujemy do tego świata? Albo o tym, że nie warto podobać się wszystkim, bo to niemożliwe? Chcecie się tego dowiedzieć? Chcecie przenicować samych siebie przez Wasze wyobrażenia o tym, jacy jesteście? I nie boicie się? To polecam "Calineczkę dla dorosłych" stworzoną przez dwa zespoły: nieustająco doskonałych aktorów Teatru Montownia i młodą ekipę Teatru Papahema. A to wszystko na deskach Teatru Powszechnego w Warszawie, który coraz śmielszymi inscenizacjami strzepuje z siebie mieszczański kurz.
Źródło: Teatr Powszechny
A Mateusz Trzmiel swoją rolą Motyla kradnie serca wszystkim :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.